Wyobrażacie sobie wysokiej klasy samochód bez pedału gazu? Obiad w pięciogwiazdkowej restauracji bez sztućców? Tottenham bez Garetha Bale'a? My też nie.
Andre Villas-Boas latem tego roku (a jeśli nie tego, to już z całą pewnością następnego) będzie musiał uporać się z zadaniem nie mniej karkołomnym niż okiełznanie gwiazd i jednocześnie legend londyńskiej Chelsea. Będzie musiał wyszkolić sobie, bądź ściągnąć na White Hart Lane kogoś, kto w jakimś stopniu będzie w stanie wypełnić lukę po walijskim... no właśnie... kim? Rozgrywającym? Cofniętym napastniku ? Skrzydłowym? A może z racji strzelonych bramek też snajper? Nie zapominajmy również, że za Harry'ego Redknappa Bale zaczynał jako lewy obrońca. Jakoś nie widzimy jak jakikolwiek zawodnik, będący w finansowym zasięgu Tottenhamu mógłby mieć tak wielki wpływ na dorobek tego zespołu. Ba, my w ogóle mamy problem ze wskazaniem jakiegokolwiek piłkarza, będącego takim samograjem i przed którym jeszcze tyle lat gry na najwyższym poziomie. Co równie ważne, mimo tych wszystkich swoich rajdów, strzałów, wykonywanych stałych fragmentów gry, nie można Walijczykowi zarzucić egoizmu. No ale co tu się dziwić. Krótki przegląd kilku ostatnich meczów wskazuje jasno, dlaczego reszta drużyny poświęca indywidualne osiągnięcia i po prostu w najważniejszych momentach daje pałeczkę dyrygenta Walijczykowi. "Podaj piłkę do Bale'a i od razu biegnij z gratulacjami" - podsumował występ niesamowitego skrzydłowego przeciwko Newcastle United komentator Canal Plus, Rafał Nahorny. Nic dodać, nic ująć.
Jeszcze niecały rok temu pisano, że Harry Redknapp nie Bale'a a Modricia powinien chować w piwnicy, a Walijczyka wystawić innym klubom przed dom, ponieważ to odejście Chorwata miało wyrządzić znacznie większą szkodę, niż ewentualna utrata Bale'a. Jakże srogo się wtedy pomylono... Przerobiony przez Martina Jola z supersnajpera z Eredivisie na czołowego defensywnego rozgrywającego Premier League Moussa Dembele sprawił, że po Modriciu nikt nie płakał ani długo, ani rzewnie. A pojedyncze co wilgotniejsze oczy osuszyć pomogli Lloris, Dempsey, czy Sigurdsson, których bez przelewu z Madrytu pewnie w Londynie by nie było. Z Balem jest jednak inaczej, tutaj żadne pieniądze nie pozwolą na zakupienie podobnego piłkarza. Geniusze porywający tłumy nie rodzą się bowiem codziennie, a o ile o Chorwacie nie można było tak powiedzieć, bo był genialnym rozgrywającym, ale nie typem dryblera, strzelca czy showmana, o tyle o Walijczyku - oj, jak najbardziej.
Nie chcielibyśmy być dla Spurs złymi prorokami, szczególnie że imponuje nam ich styl gry i to, jak bez wielkich pieniędzy liczonych w petrodolarach, udało się im zbudować liczącą się w walce o najwyższe cele siłę angielskiej piłki. Wydaje nam się jednak, że odejście ich gwiazdy może być początkiem końca tego klubu. Nie tylko ze względu na utratę kluczowego elementu układanki portugalskiego szkoleniowca, ale też przez to, jak już postrzegany jest klub z Londynu. Przyjęło się bowiem, że nieważne, jak bardzo by się Daniel Levy, dyrektor generalny klubu, nie zapierał, gruby plik pieniędzy może usadzić go przy negocjacyjnym stole. To fakt, potrafi za swoich ludzi otrzymać sumy pokaźne, ale w jego słowniku nie występuje zwrot "not for sale".Chcielibyśmy wierzyć, że odejście Bale'a nie spowoduje aż takiego rozkładu Tortenhamu, są tam bowiem wciąż wielcy piłkarze, kilku z nich jest niezłą obietnicą na przyszłość...
Świetny tekst , Tottenham bez Bale raczej straci top 4 . Ale zobaczymy . Oby więcej takich artykułów
OdpowiedzUsuń. Ile osób liczy redakcja ?
Kawał dobrej roboty! Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy za takie komentarze. Wspierają mnie moi przyjaciele, którzy co jakiś czas piszą artykuły.
OdpowiedzUsuń