Po nieudanych mistrzostwach w Rosji niektórzy optowali za pozostawieniem Adama Nawałki na stanowisku selekcjonera, jeszcze inni sugerowali się tym, co w mediach społecznościowych o zatrudnieniu trenera z zagranicy pisał prezes Boniek. Ku zaskoczeniu wszystkich popularny ''Zibi'' postanowił nie zmieniać obranej wcześniej formuły i zdecydował się na selekcjonera z Polski- Jerzego Brzęczka. Byłego reprezentanta Polski najlepiej dał nam się poznać, jako trener Wisły Płock, z którą osiągnął 5 miejsce w Ekstraklasie, co było znacznym przekroczeniem przedsezonowych prognoz.
Na ławce trenerskiej Brzęczek nie doczekał się jeszcze wielu sukcesów, jednak prezes Boniek argumentował swój wybór mówiąc: "Niedowiarkom chciałbym powiedzieć, żeby przypomnieli sobie, jakie CV w momencie obejmowania kadry mieli panowie Kazimierz Górski, czy Antoni Piechniczek. Nie mieli wówczas takiego, jakie miał Brzęczek."
Cóż, czy porównania do wybitnych trenerów kadry były zasadne, przekonamy się dopiero za jakiś czas. Jednak już teraz, na gorąco po pierwszym meczu "nowej" reprezentacji, możemy powiedzieć więcej na temat tego, w jaką stronę pod wodzą Jerzego Brzęczka będzie zmierzać nasza drużyna narodowa.
Zanim jednak o samym meczu, krótka dygresja odnośnie do powołań na mecze z Włochami i Irlandią.
Czego by nie mówić i jakich argumentów nie podawać, po tak nieudanych mistrzostwach, jak ostatnie w naszym wykonaniu konieczne było, nawet małe trzęsienie ziemi. Konieczne było pokazanie, że zawodnicy nie będą przyjeżdżać na kadrę niezależnie od swoich dotychczasowych zasług, tylko na podstawie obecnej formy. I o ile w wielu przypadkach (powołanie Klicha, Piątka, czy Kądziora, oraz jego brak dla Pazdana, czy Grosickiego) podpisuję się w 100% pod wyborami trenera, o tyle nie potrafię zrozumieć kilku powołań, jak na przykład Kurzawa, który dopiero w sierpniu znalazł swoje miejsce we francuskim Amiens, czy Błaszczykowskiego, który przyjedzie na kadrę z rozegranymi w tym sezonie 7 minutami w Pucharze Niemiec. W obecnej sytuacji w miejsce Kuby powołałbym wspominanego już we wszelkich mediach Mierzejewskiego. Sam wzbraniałem się od tego pomysłu bardzo długo, jednak gdy Błaszczykowski nie ma praktycznie żadnych szans na grę potrzebny nam jest zawodnik, który wskoczy w jego miejsce z automatu i zapewni, choć w jakimś stopniu zbliżony poziom do tego, który prezentował Kuba w swoich najlepszych występach. Mierzej ma za sobą wspaniały sezon w lidze australijskiej, o której większość z nas wie bardzo mało, albo nic. Jednak czy porównując ją do naszej rodzimej Ekstraklasy możemy powiedzieć, że nasze rozgrywki są silniejsze ?
Teraz z kolei biega po boiskach w Chinach, które w ostatnim czasie wybrało wiele gwiazd światowego formatu, radząc sobie lepiej niż dobrze, mając udział przy 7 bramkach swojej drużyny w 10 rozegranych meczach. Prędzej czy później trener Brzęczek będzie musiał zmierzyć się z tą arcytrudną decyzją o odstawieniu Błaszczykowskiego od kadry i na ten moment, przy braku innych realnych konkurentów na horyzoncie wybrałbym właśnie Mierzejewskiego, lub ewentualnie Wszołka, który zdążył wyrobić sobie solidną markę w angielskiej Championship.
W podstawowym składzie Polaków na mecz z Włochami mogliśmy zobaczyć wspomnianego już przeze mnie Kurzawę, Błaszczykowskiego, którzy wspólnie rozegrali w swoich klubach mniej niż 90 w oficjalnych spotkaniach tego sezonu. O ile piłka klubowa może nie mieć zbyt dużo wspólnego z reprezentacyjną, o tyle nie przeskoczy się braku rytmu meczowego, którego wyraźny brak mogliśmy zaobserwować u wymienionych zawodników, ale również u Bednarka niemieszczącego się obecnie w kadrze meczowej Southampton, czy Arkadiusza Recy nadal czekającego na debiut ligowy w Atalancie. Jak łatwo podliczyć, 4 zawodników z pierwszej jedenastki siedzi na ławkach swoich klubów, lub ogląda spotkania z trybun.
Ponadto zupełnie dla mnie niezrozumiałą jest decyzja, o kurczowym trzymaniu się gry jednym napastnikiem, niezależnie od tego z kim gramy i w jakiej formie znajdują się potencjalni partnerzy Roberta Lewandowskiego. W meczu z Włochami bez żadnych wątpliwości wolałbym zobaczyć ustawienie z podbijającym obecnie Półwysep Apeniński Krzysztofem Piątkiem obok kapitana kadry, kosztem któregoś z pary Błaszczykowski-Kurzawa. Oczywiście wyjście dwójką napastników przeciwko tak mocnej drużynie jak Włochy może być dla wielu szaleństwem, jednak należy pamiętać z jakiej pozycji Squadra Azzurra przystępowali do spotkania z Polską.
Pierwszą rzeczą, która rzucała się w oczy, była nadzwyczaj dobra organizacja stałych fragmentów gry. Jerzy Brzęczek nie miał zbyt wielu treningów, na których mógł przekazać swoje pomysły i swoje taktyki na rozgrywanie rzutów wolnych lub rożnych. Dodatkowo boczni obrońcy kilkukrotnie wrzucali piłki z autów bezpośrednio w pole karne - prosty środek, który jednak potrafił w tym meczu stworzyć sporo zagrożenia w polu karnym Donnarumy.
Kolejną kwestią jest w końcu znakomita współpraca pomiędzy Piotrem Zieliński a Robertem Lewandowskim. Widać było w tym spotkaniu, że ta dwójka w obecnej formie przewyższa co najmniej o klasę pozostałych zawodników z naszych formacji odpowiedzialnych za atak bramki przeciwnika. Widać, że gracz Napoli został ustawiony na swojej ulubionej pozycji, ponadto dostał od trenera taki instrukcje meczowe, które pozwoliły mu w pełni pokazać swój potencjał w kreowaniu gry. Znaczącym tutaj jest fakt, że to właśnie ta dwójka zapewniła nam prowadzenie pod koniec pierwszej połowy, gdy Robert z podniesioną głową zauważył na krańcu pola karnego zupełnie niekrytego wbiegającego Zielińskiego, który dostawił nogę w taki sposób, że bramkarz włoski nie miał szans na skuteczną interwencję.
Widać było, że formacja defensywna rozgrywała pierwszy mecz w takim zestawieniu. Kilkukrotnie widoczny był brak komunikacji pomiędzy obrońcami a wychodzącymi po piłkę pomocnikami. Na nasze szczęście błędy te nie zostały wykorzystane przez zawodników włoskich. Zaskakujący jednocześnie był fakt bardzo słabych wybić piłki przez Łukasza Fabiańskiego, które praktycznie zawsze kończyły się stratą piłki po wyjściu na aut, bez możliwości choćby walki o piłkę.
Mogliśmy zobaczyć Polaków walczących o każdą piłkę, momentalnie doskakujących do przeciwników. Pressing działał bez najmniejszych zarzutów, nasi zawodnicy pojawiali się przy rywalach już na 30 metrze od bramki włoskiej, często skutecznie odbierając futbolówkę przeciwnikom, co przekładało się na wiele groźnych sytuacji w polu karnym Donnarumy. Przy okazji pressingu zauważyć można było także, jak Polacy po odbiorze piłki potrafią błyskawicznie zorganizować się w ofensywnie, zawodnik, któremu udało się zanotować odbiór miał przynajmniej dwie lub trzy możliwości rozegrania piłki.
Pozytywny obraz tego spotkania oczywiście został zatarty przez podyktowany przeciwko nam rzut karny po faulu Kuby Błaszczykowskiego na Chiesie. Niestety utrata bramki wisiała w powietrzu od dłuższego czasu, ponieważ w drugiej połowie zaprzestaliśmy tego, co przyniosło nam bramkę i wiele sytuacji w pierwszych 45 minutach. Zamiast tego mogliśmy oglądać bronienie wyniku przez cały skład, z wyjątkiem osamotnionego na szpicy Roberta Lewandowskiego.
Podsumowując, nasi zawodnicy zaprezentowali się w tym meczu więcej niż dobrze, remisując bądź co bądź z faworyzowanymi Włochami, którzy jednak w tym spotkaniu prezentowali się przeciętnie notując wiele niepotrzebnych strat i przejawiając brak pomysłu na konstruowanie ataków.
Niezrozumiały pozostaje fakt bronienia wyniku praktycznie przez całą drugą połowę w sytuacji gdy pod koniec pierwszej części spotkania nasi zawodnicy z każdą minutą byli coraz groźniejsi pod bramką rywali. Kluczowym momentem okazało się zdjęcie Piotra Zielińskiego i wpuszczenie na nie Karola Linettego, przez co w środkowej strefie boiska mieliśmy trzech zawodników o charakterystyce defensywnej. Od tego momentu spotkania nie mieliśmy już ani jednej groźnej sytuacji Polaków , którzy rzadko kiedy przekraczali połowę w liczbie więcej niż trzech.
Cóż, czy porównania do wybitnych trenerów kadry były zasadne, przekonamy się dopiero za jakiś czas. Jednak już teraz, na gorąco po pierwszym meczu "nowej" reprezentacji, możemy powiedzieć więcej na temat tego, w jaką stronę pod wodzą Jerzego Brzęczka będzie zmierzać nasza drużyna narodowa.
Zanim jednak o samym meczu, krótka dygresja odnośnie do powołań na mecze z Włochami i Irlandią.
Czego by nie mówić i jakich argumentów nie podawać, po tak nieudanych mistrzostwach, jak ostatnie w naszym wykonaniu konieczne było, nawet małe trzęsienie ziemi. Konieczne było pokazanie, że zawodnicy nie będą przyjeżdżać na kadrę niezależnie od swoich dotychczasowych zasług, tylko na podstawie obecnej formy. I o ile w wielu przypadkach (powołanie Klicha, Piątka, czy Kądziora, oraz jego brak dla Pazdana, czy Grosickiego) podpisuję się w 100% pod wyborami trenera, o tyle nie potrafię zrozumieć kilku powołań, jak na przykład Kurzawa, który dopiero w sierpniu znalazł swoje miejsce we francuskim Amiens, czy Błaszczykowskiego, który przyjedzie na kadrę z rozegranymi w tym sezonie 7 minutami w Pucharze Niemiec. W obecnej sytuacji w miejsce Kuby powołałbym wspominanego już we wszelkich mediach Mierzejewskiego. Sam wzbraniałem się od tego pomysłu bardzo długo, jednak gdy Błaszczykowski nie ma praktycznie żadnych szans na grę potrzebny nam jest zawodnik, który wskoczy w jego miejsce z automatu i zapewni, choć w jakimś stopniu zbliżony poziom do tego, który prezentował Kuba w swoich najlepszych występach. Mierzej ma za sobą wspaniały sezon w lidze australijskiej, o której większość z nas wie bardzo mało, albo nic. Jednak czy porównując ją do naszej rodzimej Ekstraklasy możemy powiedzieć, że nasze rozgrywki są silniejsze ?
Teraz z kolei biega po boiskach w Chinach, które w ostatnim czasie wybrało wiele gwiazd światowego formatu, radząc sobie lepiej niż dobrze, mając udział przy 7 bramkach swojej drużyny w 10 rozegranych meczach. Prędzej czy później trener Brzęczek będzie musiał zmierzyć się z tą arcytrudną decyzją o odstawieniu Błaszczykowskiego od kadry i na ten moment, przy braku innych realnych konkurentów na horyzoncie wybrałbym właśnie Mierzejewskiego, lub ewentualnie Wszołka, który zdążył wyrobić sobie solidną markę w angielskiej Championship.
W podstawowym składzie Polaków na mecz z Włochami mogliśmy zobaczyć wspomnianego już przeze mnie Kurzawę, Błaszczykowskiego, którzy wspólnie rozegrali w swoich klubach mniej niż 90 w oficjalnych spotkaniach tego sezonu. O ile piłka klubowa może nie mieć zbyt dużo wspólnego z reprezentacyjną, o tyle nie przeskoczy się braku rytmu meczowego, którego wyraźny brak mogliśmy zaobserwować u wymienionych zawodników, ale również u Bednarka niemieszczącego się obecnie w kadrze meczowej Southampton, czy Arkadiusza Recy nadal czekającego na debiut ligowy w Atalancie. Jak łatwo podliczyć, 4 zawodników z pierwszej jedenastki siedzi na ławkach swoich klubów, lub ogląda spotkania z trybun.
Ponadto zupełnie dla mnie niezrozumiałą jest decyzja, o kurczowym trzymaniu się gry jednym napastnikiem, niezależnie od tego z kim gramy i w jakiej formie znajdują się potencjalni partnerzy Roberta Lewandowskiego. W meczu z Włochami bez żadnych wątpliwości wolałbym zobaczyć ustawienie z podbijającym obecnie Półwysep Apeniński Krzysztofem Piątkiem obok kapitana kadry, kosztem któregoś z pary Błaszczykowski-Kurzawa. Oczywiście wyjście dwójką napastników przeciwko tak mocnej drużynie jak Włochy może być dla wielu szaleństwem, jednak należy pamiętać z jakiej pozycji Squadra Azzurra przystępowali do spotkania z Polską.
Pierwszą rzeczą, która rzucała się w oczy, była nadzwyczaj dobra organizacja stałych fragmentów gry. Jerzy Brzęczek nie miał zbyt wielu treningów, na których mógł przekazać swoje pomysły i swoje taktyki na rozgrywanie rzutów wolnych lub rożnych. Dodatkowo boczni obrońcy kilkukrotnie wrzucali piłki z autów bezpośrednio w pole karne - prosty środek, który jednak potrafił w tym meczu stworzyć sporo zagrożenia w polu karnym Donnarumy.
Kolejną kwestią jest w końcu znakomita współpraca pomiędzy Piotrem Zieliński a Robertem Lewandowskim. Widać było w tym spotkaniu, że ta dwójka w obecnej formie przewyższa co najmniej o klasę pozostałych zawodników z naszych formacji odpowiedzialnych za atak bramki przeciwnika. Widać, że gracz Napoli został ustawiony na swojej ulubionej pozycji, ponadto dostał od trenera taki instrukcje meczowe, które pozwoliły mu w pełni pokazać swój potencjał w kreowaniu gry. Znaczącym tutaj jest fakt, że to właśnie ta dwójka zapewniła nam prowadzenie pod koniec pierwszej połowy, gdy Robert z podniesioną głową zauważył na krańcu pola karnego zupełnie niekrytego wbiegającego Zielińskiego, który dostawił nogę w taki sposób, że bramkarz włoski nie miał szans na skuteczną interwencję.
Widać było, że formacja defensywna rozgrywała pierwszy mecz w takim zestawieniu. Kilkukrotnie widoczny był brak komunikacji pomiędzy obrońcami a wychodzącymi po piłkę pomocnikami. Na nasze szczęście błędy te nie zostały wykorzystane przez zawodników włoskich. Zaskakujący jednocześnie był fakt bardzo słabych wybić piłki przez Łukasza Fabiańskiego, które praktycznie zawsze kończyły się stratą piłki po wyjściu na aut, bez możliwości choćby walki o piłkę.
Mogliśmy zobaczyć Polaków walczących o każdą piłkę, momentalnie doskakujących do przeciwników. Pressing działał bez najmniejszych zarzutów, nasi zawodnicy pojawiali się przy rywalach już na 30 metrze od bramki włoskiej, często skutecznie odbierając futbolówkę przeciwnikom, co przekładało się na wiele groźnych sytuacji w polu karnym Donnarumy. Przy okazji pressingu zauważyć można było także, jak Polacy po odbiorze piłki potrafią błyskawicznie zorganizować się w ofensywnie, zawodnik, któremu udało się zanotować odbiór miał przynajmniej dwie lub trzy możliwości rozegrania piłki.
Pozytywny obraz tego spotkania oczywiście został zatarty przez podyktowany przeciwko nam rzut karny po faulu Kuby Błaszczykowskiego na Chiesie. Niestety utrata bramki wisiała w powietrzu od dłuższego czasu, ponieważ w drugiej połowie zaprzestaliśmy tego, co przyniosło nam bramkę i wiele sytuacji w pierwszych 45 minutach. Zamiast tego mogliśmy oglądać bronienie wyniku przez cały skład, z wyjątkiem osamotnionego na szpicy Roberta Lewandowskiego.
Podsumowując, nasi zawodnicy zaprezentowali się w tym meczu więcej niż dobrze, remisując bądź co bądź z faworyzowanymi Włochami, którzy jednak w tym spotkaniu prezentowali się przeciętnie notując wiele niepotrzebnych strat i przejawiając brak pomysłu na konstruowanie ataków.
Niezrozumiały pozostaje fakt bronienia wyniku praktycznie przez całą drugą połowę w sytuacji gdy pod koniec pierwszej części spotkania nasi zawodnicy z każdą minutą byli coraz groźniejsi pod bramką rywali. Kluczowym momentem okazało się zdjęcie Piotra Zielińskiego i wpuszczenie na nie Karola Linettego, przez co w środkowej strefie boiska mieliśmy trzech zawodników o charakterystyce defensywnej. Od tego momentu spotkania nie mieliśmy już ani jednej groźnej sytuacji Polaków , którzy rzadko kiedy przekraczali połowę w liczbie więcej niż trzech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz